Właściwie każda premiera teatralna nowego sezonu, na krakowskich scenach staje się w jakimś stopniu zaskoczeniem dla widza. Jeszcze nie otrząsnęliśmy się po kontrowersyjnych propozycjach inscenizacyjnych Lidii {#os#6505}Zamkow{/#} w "Weselu" Wyspiańskiego, jeszcze mamy przed oczami szokujący spektakl "Klątwy" w ujęciu Konrada {#os#6236}Swinarskiego{/#}, czy nader śmiałą wizję Stopki-Golińskiego z "Powrotu Odysa" - a już Stary Teatr wystawił starego Szekspira "Poskromienie złośnicy" tak po nowemu, że znów niektórzy wielbiciele klasyki mistrza ze Stratfordu mogą chodzić przez co najmniej kilka tygodni - w całkowitym oszołomieniu. Jesteśmy świadkami jak by koncentrycznego ataku inscenizatorów na tzw. uznane świętości teatralne. I trudno nazwać to tylko modą. Wydaje się, że raptem nastąpiła niemal eksplozja twórczych pomysłów, że ożyły wymarłe od lat wulkany inwencji, a teatralnej lawinie nie opierają się już prawie żadne kanony tradycyj
Tytuł oryginalny
Szekspir z... motopompą
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 92