Rzadko gości ostatnimi czasy Szekspir na polskich scenach, a jeśli już, to mocno udziwniony, odarty z klimatu swojej epoki. Takie właśnie jest przedstawienie "Zimowej opowieści" Szekspira w Teatrze Nowym w Poznaniu. Miejscami pięknie, jak w pierwszej scenie, później jest gorzej. Odbiór utrudnia nadmiar symboliki i podtekstów zacierających granicę między rzeczywistością a snem. Powstaje nawet pytanie, czy nie zyskałoby w percepcji, gdyby reżyser Krzysztof Warlikowski dokonał ostrzejszej selekcji wątków scenicznych, pozostawiając widzowi większą możliwość własnej interpretacji zdarzeń. W "Opowieści zimowej", napisanej w ostatnim okresie swej twórczości, Szekspir raz jeszcze powrócił do motywu zazdrości, która tym razem zostaje zwyciężona przez miłość, co jednak nie przywraca życia ofiarom króla Leontesa. Szkoda, że Mirosław Konarowski tej trudnej psychicznie roli nie udźwignął.
Tytuł oryginalny
Szekspir z happy endem
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 84