Jak przeżyć miłość i śmierć, rozpacz i ból po amerykańsku w przerwie między manicurem a fundowaniem sobie nowej fryzury w salonie fryzjerskim (vel psychoterapeutycznym) próbowała pouczyć zdezorientowaną publiczność Barbara Sass z wysokości sceny Teatru Miniatura posługując się tekstem Roberta Harlinga "Stalowe magnolie". Sześć zatrudnionych przez nią aktorek bawiąc się forsownie usiłowało wzruszyć i rozbawić widzów, pokazując jak trywialnie może wyglądać z perspektywy wyżej wspomnianego salonu historia młodej dziewczyny chorej na cukrzycę, która wbrew ostrzeżeniom lekarzy postanowiła mieć dziecko i zapłaciła za to życiem. Wszystkie kolejne stacje jej dramatu to tylko niewyraźne miraże za szybą zacisznego zakładu sympatycznej fryzjerki. "Amerykanizacja" (czytaj: trywializacja) sztuki zdaje się postępować w ogóle nie uwzględniając różnicy mentalności, jaka przecież mimo wszystko chyba istnieje między Amerykanami a Polakami. Am
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Polski" nr 59