Michał Znaniecki kupił bezludną wyspę u wybrzeży Argentyny i tworzy tam własny festiwal. Czy to szalona utopia jak ze słynnego filmu Wernera Herzoga czy spełnienie marzeń polskiego reżysera? - zastanawia się Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Wszystko zaczęło się właściwie pięć lat temu od rozmowy z Placidem Domingiem. Michał Znaniecki, którego nazwisko było już dobrze znane w Hiszpanii czy we Włoszech, został poproszony o wyreżyserowanie "Cyrana de Bergeraca" w nowo otwartym gmachu operowym w Walencji. Tę mało znaną operę Franca Alfana upodobał sobie Placido Domingo, więc oczywiście miał wystąpić w tytułowej roli. - Przeżywałem wówczas sporo rozterek, zastanawiałem się nad przyszłością - opowiada Znaniecki. - Placido powiedział wtedy do mnie: "Jedź do Buenos Aires, tam odzyskasz wiarę w sens sztuki". Niebieska klatka Kilka miesięcy później Polak był już właścicielem mieszkania w Buenos Aires. - Pojechałem i zrozumiałem, że tu jest miejsce do życia. Takiego klimatu nie ma w żadnym mieście europejskim - mówi teraz. - Działa kilkaset teatrów i w każdym sale są pełne. Księgarnie bywają otwarte do czwartej nad ranem, a o Gombrowiczu mogę porozmawiać nawet z fryzjere