Przypomniano nam ostatnio w Warszawie dwa rzadziej grywane utwory Szekspira, przeciwstawne w nastroju i konwencji: komedię "Wesołe kumoszki z Windsoru" (przekład K. Berwińskiej) w Teatrze Polskim i tragedię "Juliusz Cezar" (tłumaczył J. S. Sito) w Teatrze Dramatycznym. Ukazując sztukę o prymitywnych zabawach mieszkańców angielskiego, renesansowego miasteczka, niewybrednych błazenadach "kumoszek" i ich otoczenia, reżyser przedstawienia M. Z. Bordowicz bazował na dwóch zasadniczych elementach: widowiskowości, rozbudowaniu stale prawie obecnego tła i samej postaci bohatera - Falstaffa. Drugi akcent się sprawdził. Pierwszy nie. Wprowadzono wędrowne, obozowe wozy, ruchliwy, jarmarczny tłumek pełen śmiechów, wrzawy, szturchańców, skoków itp., co miało zapewne podkreślić nastrój swobody, żywiołowości farsowych sytuacji. Pozostało to jednak bardziej w sferze zamierzeń niż osiągnięć. Robiona na scenie wesołość nie udzielała się spontanicznie widowni,
Tytuł oryginalny
Szekspir, Rostworowski, Iredyński, Dostojewski
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 21