Na Sycylii pada śnieg, u brzegów Czech szaleją sztormy, a na lądzie grasują białe niedźwiedzie. Taka teatralna bajka może mieć swój teatralny urok. "Gdyby nie Szekspir" - tak właśnie należałoby westchnąć po obejrzeniu "Zimowej opowieści" w Teatrze Nowym. Westchnąć oczywiście dwojako: z ulgą i z jękiem. Z ulgą dlatego, że gdyby nie Szekspir, nie byłoby zaskakujących efektów reżyserskich, ponieważ Krzysztof Warlikowski nie miałby kogo "uwspółcześniać". A znów z jękiem dlatego, bo gdyby nie Szekspir, przedstawienie byłoby z całą pewnością lepsze. Cała pomysłowość reżyserska służy jednemu celowi: żeby ze sztuki Szekspira wykroić efektowny wizualnie teatr, żeby zerwać z tradycją, iluzją i historycznym kostiumem oraz odległą epoką. I to się Warlikowskiemu udało. Nie udał mu się tylko sam Szekspir, którego - jak powiadam - należało od czasu do czasu odpowiednio przykroić. Zresztą wszyscy chyba widzowie w
Tytuł oryginalny
Szekspir po krawiecku
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 84