Przed kilku dniami, a więc z karygodnym opóźnieniem wobec premiery, widziałem "Romea i Julię" w Teatrze Domu Wojska Polskiego w Warszawie. Siedziałem obok mego przyjaciela, młodego pisarza i publicysty. Bardzo zdolny chłopiec, o dużej wrażliwości, z uchem na poezję na pewno świeższym ode mnie. Przez trzy godziny raz po raz spojrzenia o walorze dla spektaklu mało pochlebnym. Obrotówka bez przerwy w ruchu, dziwactwa scenograficzne, brak wybitnych kreacji aktorskich, akrobatyczna wspinaczka w scenie niegdyś zwanej balkonową, historyzm usunięty w sferę przestylizowanych kostiumów... ba, poezja, poezja! - co chwila interpretacja tekstu budziła opory, słynnych szekspirowskich b e a u t i e s szukać trzeba było raczej mozolnie, same nie trafiały do ucha. Po przedstawieniu kolega powiedział: wiesz, coś w tym spektaklu jednak jest, lekceważyć nie ma powodu. Ocena: przedstawienie ambitne - jest w gwarze krytycznej doszczętnie zużyte. To taki
Tytuł oryginalny
Szekspir i sprawy wieczne
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Kulturalny nr 22