W zamierzchłych czasach II Rzeczypospolitej, kiedy to naszego rolnictwa dotykała klęska nadprodukcji i robiono wysiłki reklamowo-propagandowe by zwiększyć konsumpcję, kursowało hasło cukrowników: szczypta cukru! Było to wezwanie, by każdy spożywał codziennie choćby szczyptę cukru: w on czas produktu dość kosztownego (1 kg = 1 zł). Otóż różni złośliwcy i prześmiewcy, jakich nigdy w Polsce nie brakowało, powiadali: szczypta cukru, ale nie szczypta dziewcząt. Do szczypty cukru nie ma co dziś namawiać i to nie tylko dlatego, ze cukier kosztuje ponad 4000 za kilogram, ale i dlatego, ze współcześni dietetycy nawołują, byśmy zmniejszali, a nie podnosili spożycie tego produktu. Natomiast niezmiennie potrzebna jest na co dzień szczypta optymizmu. W każdej dziedzinie, zwłaszcza zaś w zbiedniałej, odstawionej od żłobu (i ongiś słabo wypełnionego) kulturze. Stąd też tak gwałtownie człowiek poszukuje jakichkolwiek przesłanek d
Tytuł oryginalny
Szczypta optymizmu (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Scena nr 10