„Szczęśliwy Syzyf” wg scen. i w reż. Tadeusza Pyrczaka w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Monika Oleksa w Teatrze dla Wszystkich.
Mit Syzyfa Alberta Camusa czytałam po raz pierwszy w liceum i doznałam nastoletniego olśnienia – oto bogowie skazali człowieka na nieustające poszukiwanie Ziemi Obiecanej i oddalają go od niej ilekroć widać ją wreszcie na horyzoncie. Ale samo wdzieranie się na szczyt starczy, by wypełnić serce człowieka. Działanie, a nie bierne doznawanie nadaje sens życiu. Tak myśleć zaczęłam wtedy i tak myślę nadal. Ten tekst wziął na warsztat Tadeusz Pyrczak. Jest to drugi spektakl z cyklu Młodzi w Łaźni, na który składają się premiery młodych twórców teatralnych w sezonie artystycznym 2024/2025.
Na pochylonej w stronę widowni scenie, imitującej górę, z którą mierzył się mityczny bohater, jest ciemno, minimalistyczna scenografia imituje mieszkanie trojga młodych ludzi. Po jednej stronie prysznic, jakieś krzesła, poza tym ciemność i pustka. Jak to u egzystencjalistów…
„Szczęśliwy Syzyf” to opowieść o trójce młodych dorosłych, którzy utknęli w martwym punkcie swojego życia. Każdy dzień zdaje się powtarzać w niekończącej się pętli rutyny i marazmu, gdzie nadużycia hedonistycznych przyjemności mieszają się z głęboką anhedonią – informują autorzy spektaklu. Niestety, nie do końca się to udaje. Ale po kolei.
Tadeusz Pyrczak jest również autorem scenariusza. To młody i chwalony reżyser, który zaistniał m.in. dzięki etiudzie „Prawdziwe Rosenthale” prezentowanej podczas ubiegłorocznej Boskiej Komedii. Na 13. Forum Młodej Reżyserii otrzymał nagrodę VERBA, która promuje walory literackie i szczególną wrażliwość na słowo w prezentowanych przedstawieniach. Reżyser ma też na koncie asystenturę u boku Luka Percevala przy „Pewnego długiego dnia”, u Mai Kleczewskiej przy „Dziadach” i Krzysztofa Garbaczewskiego przy „Śnie nocy letniej”. Natomiast w „Szczęśliwym Syzyfie” popełnił pewnie błędy na poziomie scenariusza. Bo ten bunt i histeryczne stany emocjonalne bardziej kojarzą się z nastolatkami – w adolescencji z bardzo różnych i naturalnych dla tego etapu życia powodów buntują się przeciw rodzicom i całemu światu. Tutaj nasuwa się pytanie – czy krzyk, występujący naprzemiennie z płaczem, to z punktu widzenia rozwojowego naturalna reakcja młodych dorosłych? Wreszcie zaś, co o tym pokoleniu powiedzieć możemy na podstawie życia trójki bohaterów? Że wszyscy mają swojego lekarza, w domyśle psychiatrę, terapeutę? No dobrze, przecież liczbę uzależnień czy depresji pandemia znacząco podniosła. Aby pokazać egzystencjalną nudę części pokolenia niekoniecznie trzeba robić nużący spektakl, w którym przekleństwa pojawiają się częściej niż w „Psach” Pasikowskiego (tam, upieram się, miały swe uzasadnienie), a wyrazem poczucia bezsensu i buntu jest powtarzający się zwrot: Kurwa! Auć!
Oceniając swój nastrój, oczekując lepszego, krytykując się za to, co czujemy, nie możemy poczuć się lepiej – faktycznie pogrążamy się w gorszym nastroju. Nie można poczuć się dobrze rozmyślając, w jak złej sytuacji jesteśmy – stwierdza jednoznacznie psychoterapeuta, Tomasz Folusz. Tymczasem ci młodzi ludzie nie chcą podjąć żadnego działania, wręcz twierdzą (mówi o tym Joy, której imię jest ironicznie sugestywne), że tak jest lepiej, wygodniej. Nie dostrzega tej deklarowanej wygody Syzyf, kiedy parafrazuje Camusa. Mocno poruszająca jest scena, w której kobieta śpiewa mu kołysankę – to chyba jedyny moment, w którym pokazuje ona swą prawdziwie wrażliwą stronę. W ich wypowiedzi, prócz Mitu Syzyfa, wpleciony jest wiersz Różewicza – oni nim mówią, czy ten wiersz „mówi” nimi?:
nie to nie jest strach
czy to jest nienawiść
idea jak to jest puste
Nie to nie jest idea
to jest już prawie wszędzie
czy to się do ciebie skrada
czy idzie otwarcie
czy to milczy czy jest wymowne.
Pomysł na scenografię jest znakomity (brawa dla Jerzego Basiury!) – nie tylko komponuje się ona ze stanem emocjonalnym bohaterów, ale już sama pustka wiele mówi. Muzyka, a właściwie powtarzające się, budzące niepokój dźwięki, dookreślają stan emocjonalny bohaterów, choć nieco irytują. Ciekawym zabiegiem jest wykorzystanie kamery – już od pierwszej sceny jeden z bohaterów posługuje się nią jako nośnikiem obrazu wyświetlanego w czasie rzeczywistym na ekranie. Te ujęcia pokazują w zbliżeniu twarz postaci w najtrudniejszych dla niej momentach – najazdy kamery mają za zadanie utożsamić nas z bohaterami, naturalistyczne obrazy robią wrażenie, czasem nieprzyjemne, trudne, ale robią.
Mocną stroną przedstawienia jest gra aktorów (Wiktoria Krążek, Kamil Pudlik, Łukasz Gawroński, Bartosz Czarny), trojga nieszczęśliwych i Syzyfa, który wkracza pomiędzy nich niczym agent SWOT (strój) – okazuje się kurierem dowożącym jedzenie i Syzyfem w jednym. Możemy zadać sobie pytanie: czy to ma znaczyć, że jakie pokolenie taki Syzyf? Bo przecież ten od Camusa stawał ponad własnym losem – w spektaklu staje tylko na drodze trojga głównych bohaterów.
Lata temu na jednym z budynków w mojej rodzinnej miejscowości widniał napis: „Bunt jest istotą każdego działania twórczego”. Z całą pewnością jego autorem nie mógłby być żaden z bohaterów tego przedstawienia. Może warto było scenariuszowo iść w tę stronę? Szczególnie, że koncepcja scenograficzna, zastosowanie kamery, sceniczna praca aktorów zasługują na uznanie.