Teatr Miejski w Gdyni wreszcie ma nowego dyrektora. To z pewnością - niezależnie od tego, jak się ocenia kompetencje obejmującego to stanowisko Ingmara Villqista - świetna informacja. Złożony wczoraj pod nominacją podpis ministra zakończył trwającą od kilku miesięcy wokół tej sceny farsę w pięciu aktach. Z urzędnikami magistratu w kluczowych rolach - pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Akt I. Styczeń. Miasto oświadcza, że - pomimo zadowolenia z pracy dyrektora Jacka Bunscha - rozpisze konkurs na to stanowisko. Włodzimierz Grzechnik, naczelnik wydziału kultury UM, wyraża nadzieję, że Bunch wystartuje w rywalizacji, bo ma w niej duże szanse. Ale dyrektor obraża się i opowiada nieoficjalnie, ze w żadnych konkursach startować nie będzie. Akt II. Maj. Miasto - bardzo późno - ogłasza konkurs. Warunki, które są w nim zapisane (m. in. paroletni staż na stanowisku dyrektora teatru), idealnie "dopasowane" zostały do Jacka Bunscha, którego miasto chce jednak zatrzymać w Gdyni. Akt III. Czerwiec. Do konkursu staje tylko trzech kandydatów, w tym Jacek Bunsch, który niespodziewanie zmienia zdanie. Dlaczego nie było więcej chętnych na to stanowisko? W rozpisanym w tym samym czasie konkursie na dyrektora teatru w Tarnowie wzięło udział 12 osób. Czyżby w środowisku pojawiła się plotka, że ma wygrać Bunsch? I nagle mamy zwrot akcji: dwóch pierwsz