EN

21.10.2016 Wersja do druku

Szczęśliwi pojedynków nie liczą

Między ojcem a synem trwa wieczny pojedynek. Zawsze ze sobą walczą, ścierają się. JAN PESZEK I BŁAŻEJ PESZEK potrafią z tych emocji zrobić kawał sztuki - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim, przed krakowskim pokazem "Pojedynku".

Panie Janie, wiem, że jest Pan dumny z syna; wiele gra, jest pedagogiem i to uwielbianym. Jan Peszek: I na dodatek, podobnie jak ja, przyszywanym reżyserem, bo nie skończył studiów reżyserskich, a jego prace, które oglądałem w Szkole Teatralnej, czy te, którym sam się poddałem, rzeczywiście mogą być powodem do dumy. Błażeja. I mojej. A Pan kiedy odczuł, że ojciec jest dumny? Błażej Peszek - Usłyszałem o tym. Ojciec pewnego dnia mi powiedział, że dojrzałem do życia szybciej od niego, choć zawodowo dojrzewałem długo, nie mogąc odnaleźć się na scenie. Aż pewnego dnia to nastąpiło, przynosząc ogromną ulgę i niesamowitą przyjemność. W jakiej sytuacji? B.P.: - Po kilku latach od dyplomu, grając w spektaklu "Kaleka z Inishmaan" głównego bohatera mającego popełnić samobójstwo, szedłem przez scenę płacząc i usłyszałem, że na widowni też ktoś pociąga nosem. I nagle zrozumiałem, że udało mi się osiągnąć przysłowiowy rząd

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Szczęśliwi pojedynków nie liczą

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 247

Autor:

Rozmawiał Wacław Krupiński

Data:

21.10.2016