Nowy zespół wrocławski, Teatr nr 12, pokazał pazur.
Dużo dobrych pomysłów, kilka świetnych wykonań i brak litości nad widzem. To najkrótszy bilans premiery Teatru nr 12, nowej sceny wrocławskiej. Jestem przekonany, że teatr ten może sporo namieszać w stojących wodach wrocławskiej sztuki. Kościelniak powinien jednak zacząć od kupienia sobie zegarka: żeby wiedział, o ile skrócić przydługą "Baśń chaotyczną". Wzruszyłem się. Czyż aktorzy mogą żądać czegoś więcej? Ich sceniczny wysiłek dał mi przeżycie, chwilę samotnej refleksji i kawał porządnej przyjemności. Teksty osiemnastowiecznego barda ze Szwecji sprawdzają się w dwudziestowiecznej Polsce. Piosenki o miłości, pożądaniu i przemijaniu zawsze będą aktualne. A gdy starego autora przedstawi się w nowoczesnym ujęciu - przyjemność podwójna. Szkoda tylko, że część tekstu między wargami wykonawców, a moimi uszami zamieniła się w nic nie znaczący szum. To obopólna strata. Coś trzeba z tym zrobić. Kościelniak posłużył się