Przedstawienie analizuje tak ważne sprawy jak poczucie szczęścia i spełnienia, ale też dotyka kwestii śmierci oraz choroby psychicznej - o spektaklu "Kalosze szczęścia" w reż. Ewy Piotrowskiej w Teatrze im. Andersena w Lublinie pisze Katarzyna Krzywicka z Nowej Siły Krytycznej.
Na scenę wychodzi sam Hans Christian Andersen (Daniel Arbaczewski), by powitać nas w swoim świecie - starej Danii. Jest autorem historii o pięciu mężczyznach, których, oprócz mieszkania na wspólnym podwórku, łączy to, że zakładają czerwone kalosze w nadziei na odnalezienie szczęścia w życiu. Tak rozpoczyna się w lubelskim teatrze im. Andersena prapremiera baśni "Kalosze szczęścia", zrealizowana przez Ewę Piotrowską. Po scenie zaczynają krążyć gustownie ubrani, dystyngowani panowie, elegancko podkręcają wąsa i wymachują laseczkami. Noszą szare surduty i czarne fraki, zapalają stare uliczne latarnie, zaglądają do okien kamienic. Scenografia autorstwa litewskiej artystki Giedre Brazyte jest skromna, lecz funkcjonalna i pomysłowa. Tworzy ją kilka prostych konstrukcji-parawanów, które podświetlane i przestawiane w odpowiednich momentach stają się potrzebnymi w konkretnej scenie dekoracjami. Raz są kamieniczkami z ledwo tlącymi się świecami w o