Ostatnie pożegnanie Ireny Brodzińskiej – pierwszej damy polskiej operetki, divy i diamentu szczecińskiej sceny muzycznej od 1957 roku, wielkiej artystki obecnej Opery na Zamku odbędzie się 24 stycznia 2025 roku.
Nabożeństwo żałobne zostanie odprawione w Prawosławnej Parafii św. Mikołaja w Szczecinie przy ul. Zygmunta Starego 1A o godz. 10.00. Odprowadzenie do grobu – o godz. 12.30 na Cmentarzu Centralnym.
***
WSPOMNIENIA…
„Scena była moją miłością, całym życiem. Ja na scenie żyłam, byłam najprawdziwszą Ireną” – mówiła Irena Brodzińska. Irenko! Lubiła Pani, gdy się tak do Pani mówiło… 24 stycznia. To byłby radosny dzień, dzień Pani urodzin. Zamiast świętować, zostaje nam cisza, choć nie jest ona pustką, a obecnością, którą trudno wyrazić słowami. Pani obecność na scenie, Irenko, była jak powiew, który zmienia całe powietrze w sali. Widzowie nie przychodzili na spektakl. Oni przychodzili „na Irenkę”. Przyciągała ich Pani czymś, czego nie dało się opisać, czymś, co wykraczało poza rolę i arie. Nie grała Pani postaci – była Pani sobą, zawsze. Pani ruchy, spojrzenie, uśmiech, który miał w sobie coś z ciepła, a może z tajemnicy był magnesem. Każdy Pani gest mówił więcej niż tysiąc słów. Kiedy wychodziła Pani na scenę, nie było już miejsca na nudę czy obojętność – magia wciągała widza w świat, w który mógł choć na chwilę się zapomnieć. Zostaliśmy bez Pani, bez tej pięknej, bezinteresownej miłości do ludzi, do teatru, którą nosiła Pani w sobie. Leczyła Pani swoim głosem i urokiem dusze postrzępione peerelowską szarzyzną. Do Operetki Szczecińskiej „chodziło się na Irenkę”, a Pani zawsze była tą, która potrafiła przyciągnąć każdego, kto tylko usiadł na widowni. Nieważne, że było zimno, nieważne, że śnieg padał przez dziurawy dach… Teraz jest Pani gdzieś w swoim nowym, jeszcze piękniejszym ukochanym ogrodzie, wśród tulipanów, róż i zapachu domowego ciasta z owocami... I na pewno śpiewa Pani i tańczy w swojej własnej premierowej „Krainie uśmiechu”, tam, gdzie roztaczają się dźwięki orkiestry i wirują kolorowe suknie. Wiemy, że tam jest Pani szczęśliwa. Jak zawsze szczęśliwa, choć na innej scenie.
Irenko! Choć dziś nie ma Pani już z nami, Pani pasja, miłość do ludzi i teatru wciąż żyje. Nie ma już na scenie Irenki, ale jest w każdym zakątku teatru, w każdej melodii, w każdym wspomnieniu. I wciąż przyciąga. Ciepłem. Tajemnicą. Bez słów. Dziękujemy za każdą rolę, za każdą chwilę. Za „Irenki”, które zostawiła Pani w każdym z nas.
~ społeczność Opery na Zamku w Szczecinie
Irenkę zawsze będę pamiętał jako pierwszą damę polskiej operetki, polskiego teatru muzycznego. Ale damę nie tylko dlatego, że grała niezwykłe role, w których damą zawsze była, ale też i dlatego, że była nią w życiu. Miała zasady, miała – mówiąc współczesnym językiem – „niedzisiejszy sznyt”. Uwielbiałem w niej to, że była niebywale pogodna, zawsze uśmiechnięta, zawsze pozytywnie myśląca. O ludziach nigdy nie mówiła inaczej jak dobrze; gdyby miała powiedzieć coś złego, wolałaby milczeć. Będzie nam jej bardzo, bardzo brakowało.
~ Jacek Jekiel, p.o. dyr. Opery na Zamku w Szczecinie
Miłości z reguły bywają wzajemne. Ludzie kochali Irenę Brodzińską, a ona kochała ludzi. Miała klucz do ich serc, bo na scenie, tak jak mówiła, była najszczersza. Trudno określić ją jednym słowem. Gwiazda, legenda, dama, królowa ludzkich serc? Te słowa mówią prawdę, ale też nie do końca, bo było coś jeszcze, nieodpowiedzialnego. Jakaś magia... Bo była osobowością, której już dziś się nie spotyka. Przeniesiona z innej epoki. I rzeczywiście była damą w każdym calu, nawet wtedy, gdy w gumowcach pracowała w swoim wielkim ogrodzie. Nigdy takiej osoby nie spotkałem, bo Irena była tylko jedna. I jeszcze jedno. Czy w naszych, zwariowanych czasach, pełnych złych emocji można spotkać człowieka, który nigdy nie mówi źle o innych?
~ Marek Osajda, autor filmu dokumentalnego o Irenie Brodzińskiej pt. „Irenka, ach Irenka”, zrealizowanego na zamówienie Opery na Zamku w 2018 roku
Widzę Jej radosną twarz. Słyszę Jej perlisty śmiech. I te nasze niekończące się rozmowy, których kres wyznaczał zachód słońca. Była niczym anioł – piękna urodą, cudowna duszą, szczera w przyjaźni i obdarzona dobrem, którym potrafiła się dzielić. Kochała rodzinę, ceniła prawdę, żyła wspomnieniami. Uwielbiała scenę i wierną publiczność. I wciąż powtarzała: „Wszystko będzie dobrze”. Tak, Irenko, obiecuję... WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.
~ Iwona Gacparska, autorka książki „Irena Brodzińska. Gen Legendy”
Spoglądam na ostatnie, publiczne zdjęcie Irenki Brodzińskiej. Zostało zrobione w trakcie uroczystości 50-lecia związku małżeńskiego z kpt. ż. w. Gustawem Tijewskim. Końcówka roku 2022. Irenka miała 89 lat. Trudno uwierzyć, bo wyglądała zjawiskowo. Jak zwykle elegancka, uśmiechnięta, radosna…Po raz pierwszy spotkałyśmy się w połowie lat dziewięćdziesiątych. Przegadałyśmy prawie trzy godziny. Obie miałyśmy wrażenie, że znamy się od dawna. Uwielbiałam te nasze kolejne spotkania i rozmowy. Była w nich jakaś magia, urok, czar. Pięknie i ciekawie mówiła. I umiała słuchać, co raczej jest rzadkością. I co również rzadkie, nigdy nie słyszałam, aby mówiła źle o innych. Była damą w każdej sytuacji. Uwielbiałam jej towarzystwo. Zawsze uśmiechnięta, emanowała ciepłem, dobrą energią, życzliwością. Chciało się być z nią jak najdłużej. I to się spełniło. Spotykałyśmy się często, kiedy zbierałam materiał do książki „W krainie czaru i uśmiechu, czyli dwie dekady Teatru Muzycznego na Potulickiej”. Irenka, gwiazda szczecińskiej operetki miała fenomenalną pamięć. Głosem, mimiką, gestykulacją potrafiła oddać klimat tamtego operetkowego okresu. Podziwiałam ją i będzie mi jej bardzo brakować…
~ Krystyna Pohl, autorka książki „W krainie czaru i uśmiechu, czyli dwie dekady Teatru Muzycznego na Potulickiej”
Irena Brodzińska
Urodziła się w 1933 r. Pracę w teatrze rozpoczęła jako tancerka. W wieku 15 lat otrzymała angaż do teatru muzycznego w Lublinie. Tańczyła w balecie w teatrach muzycznych Krakowa i Poznania. W latach 1947-51 solistka baletu w teatrach muzycznych Krakowa, Lublina i Poznania, 1951- 57 aktorka i śpiewaczka w Teatrze Muzycznym w Łodzi i w Operetce Śląskiej w Gliwicach, 1959- 61 w Łodzi i Wrocławiu. W Szczecinie zadebiutowała 25.01.1957 roku rolą Chinki Mi w „Krainie uśmiechu” F. Lehara. Było to pierwsze przedstawienie w historii szczecińskiego teatru muzycznego. Występowała tu do 1976 r., z roczną przerwą, podczas której śpiewała w Łodzi (1960-1961). Niektóre role: Mi w „Krainie uśmiechu”, Hanna Glawari w „Wesołej wdówce”, Eliza Doolittle w „My Fair Lady”, Maria Dunin w „Dziękuję ci, Ewo”, Miss Molly w „Pannie Wodnej”, Lulu w „Damie od Maxima”, Adela w „Zemście nietoperza”, Madame Operetka w” W imieniu brata”, Anetka w „Rozkosznej dziewczynie”, Dolly w „Hello, Dolly”. Ze sceną rozstała się w 1978 r.
Nagrody: 1965: Bursztynowy Pierścień, 1966: Bursztynowy Pierścień, 1967: Bursztynowy Pierścień za rolę Lizy w Hrabinie Maricy E. Kálmána, 1997: Statuetka 40-lecia Opery i Operetki. Odznaczenia: 1967: Złota Odznaka Honorowa Gryfa Pomorskiego, 1970 Zasłużony Działacz Kultury, 1976: Złota Honorowa Odznaka Towarzystwa Przyjaciół Szczecina, 1978: Złoty Krzyż Zasługi, 1997: Złota Honorowa Odznaka Towarzystwa Przyjaciół Szczecina, 2008: Medal za Zasługi dla Miasta Szczecina, 2018: Krzyż Zasługi Królewskiego Orderu św. Stanisława Biskupa Męczennika; 2021: nagroda Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego „Pro Arte”.