Sam fakt wystawienia przez Operę na Zamku arcydzieła WA. Mozarta "Wesele Figara" należy uznać za wydarzenie godne uwagi.
Z tą fascynującą partyturą od dziesięcioleci zmagają się najwięksi dyrygenci, reżyserzy i śpiewacy. Choć jest to niby lekka opera komiczna - zawiera w sobie niezliczone podteksty, gęste i złożone relacje pomiędzy postaciami, wewnętrzną pulsację i dramaturgię, którą rzadko się udaje zachować. Zwłaszcza gdy reżyser i dyrygent nie mają zaufania do muzyki i ponadczasowej siły samego utworu. W czasach miłościwie nam panującej "tyranii reżyserów" trudno o wyważone i sensowne proporcje między stylistyczną i dramaturgiczną wiernością Mozartowi a "nowym odczytaniem". Ale próbować warto i zawsze znajdą się śmiałkowie, by podjąć wspinaczkę na ten jeden ze szczytów teatru operowego. Przypomnieć wypada, że literacki pierwowzór zaczerpnęło Mozartowskie "Wesele Figara" ze słynnej sztuki Pierre'a Beamarchais "Le marriage de Figaro". Nie brak głosów, że siła politycznego rażenia tekstu była tak silna, iż przyśpieszyła wybuch Wielkiej Rew