Splot wielu okoliczności - kryzys tradycyjnie pojętej prasy, pojawienie się Internetu etc. - wpłynął na to, że relacja w trójkącie artysta - krytyk - widz wygląda obecnie zupełnie inaczej - pisze Jarosław Cymerman w kolejnym felietonie z cyklu "Zbiegowisko", w którym przypomina myśli Zbigniewa Raszewskiego.
"Karcenie teatru jest pierwszym i najniższym szczeblem w rozwoju krytyki" - pisał Zbigniew Raszewski w zbiorku "Bilet do teatru" przy okazji przypominania złośliwości, jakich na początku XIX wieku nie szczędzili warszawskim aktorom recenzenci podpisujący się jako Iksowie. Zaraz jednak dodał: "Ale gdyby tego szczebla miało któregoś dnia zabraknąć, oznaczałoby to przypuszczalnie koniec teatru". Profesor pisał te słowa w czasach, gdy niemal każda redakcja gazety codziennej czy tygodnika zatrudniała albo przynajmniej udostępniała łamy krytykom teatralnym, w czasach, gdy powszechne było przekonanie, że dobre lub złe recenzje istotnie wpływają na opinie publiczności i przekładają się na frekwencję na widowni. Dziś fotel recenzenta - o czym często mówi się w wielu teatrach - stracił na znaczeniu. Splot wielu okoliczności - kryzys tradycyjnie pojętej prasy, pojawienie się Internetu etc. - wpłynął na to, że relacja w trójkącie artysta - krytyk -