Dla doświadczonych praktyków i koneserów wtajemniczonych we wszelkie nowinki, sekretne związki i fluktuacje naszej dzisiejszej chemii teatralnej, perspektywa wieczoru w krakowskich Krzysztoforach, poświęconego pewnej doświadczalnej eksplozji: mianowicie pokazowi Nadobniś i koczkodanów Witkacego w realizacji Tadeusza Kantora - była nader nęcąca i powabna nie wywołując jednak jakiejś szczególnej ekscytacji. Wiadomo przecież, że tego rodzaju wybuchowa mieszanka kryje w sobie wszelkie, najbardziej nieoczekiwane możliwości; że wchodzi tu w grę eksperyment, który z całą pewnością pogwałci wszelkie ustalone zasady, wymknie się wszelkim uchwytnym prawom przyczynowości i pozostanie dla widzów zjawiskiem niepojętym i niedocieczonym. A takie przygotowanie z góry na każdą niespodziankę chroni przed niepokojem wyczekiwania i pozwala ze stoicyzmem i równowagą wyruszać na spotkanie niewiadomego. Rzecz miałaby się odmiennie, gdyby chodziło o sprzężenie pier
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 13