Jerzy Fedorowicz - poseł Platformy Obywatelskiej i dyrektor Teatru Ludowego w Krakowie - podzielił się niedawno z czytelnikami "Dziennika Polskiego" garścią uwag na temat jakości sztuki uprawianej w teatrze konkurencyjnym. Można by rzec najprościej, że Jerzy Fedorowicz pochylił się głęboko, bowiem ma się zamiar niebawem wyprostować, gdyby to nagle posada dyrektora Starego Teatru się zwolniła - pisze Stanisław Mancewicz w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Chodzi rzecz jasna o brewerie zorganizowanej i ściśle politycznej grupy wyczyniane w trakcie spektaklu "Do Damaszku", granego na scenie Starego Teatru. Jak się dowiadujemy z "Dziennika", pan poseł udał się łacno w tej sprawie z misją do ministra kultury, w którego gabinecie pochylił się nad upadkiem sceny narodowej. Można by rzec najprościej, że Jerzy Fedorowicz pochylił się głęboko, bowiem ma się zamiar niebawem wyprostować, gdyby to nagle posada dyrektora Starego Teatru się zwolniła. To niecne podejrzenia, zostańmy zatem przy jego własnych słowach czy raczej przy frazie owego nowego wielbiciela konserwatywnej odmiany teatru. Otóż pan poseł rzecze, że na scenie Jana Klaty klasyka literatury jest profanowana. Tych profanacji nie chce oglądać zestaw znajomych Fedorowiczowi medyków i prawników, którzy byli u posła ze skargą. Nasz lokalny polityk te gusta podzielił, odwiedził ministra gdzie się pochylił, a prasie rzekł te słowa: "Kraków tego