Trzeba marzyć, żeby żyć - o "Dzikiej kaczce" w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze im. Horzycy w Toruniu pisze Paulina Danecka z Nowej Siły Krytycznej.
"Dzika kaczka" Ibsena odradza się w oczach kolejnych pokoleń, w kolejnych wnętrzach. Można sobie to wnętrze ustroić w szafy gdańskie i stoły o nogach jak łapy tęgiego lwa - a śmierć na tym stole będzie podobnie ulotna, jak na cienkim blacie mebla wielofunkcyjnego Ikea zrób to sam. Można sobie to wnętrze wymościć milczeniem i spiętrzoną tajemnicą, kilkanaście lat cerować sieć wpływów i powiązań sąsiedzkich, a i tak przyjdzie ktoś z językiem ciętym i prostym jak nóż ze snów perfekcyjnej pani domu i za przyzwoitym przyzwoleniem zamieszka piętro niżej. Można sobie wreszcie ukochać dziecko i jak pelikan karmić własną krwią, aż przyjdzie ktoś prawdziwie podły i krew tą wraz ze wszystkimi jej więzami, zepsuje. Może gdzieś nieopodal szczeka już Cerber Sprawiedliwości? Są co najmniej dwa światy: inny świat strychu i prawdziwy świat nieprawdy. Jest jej tu tak niewiarygodnie dobrze, że pewnie zapomniała już o swoim życiu Dziadek poluje