"Pieta" w reż. Zenona Fajfera na Scenie Moliere w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Gdyby mogła, pewnie odmówiłaby światu łaski odkupienia, byle tylko on wrócił, nim ocet sparzy język, a włócznia przekłuje bok. Gdyby mogła, odebrałaby światu kojące pocieszenie dalekiego zmartwychwstania, Sądu Ostatecznego i życia wiecznego, byle tylko on zawczasu zlazł z krzyża, opuścił garb Góry Czaszek, dziury w dłoniach i stopach zalepił gliną, stanął w progu, uśmiechnął się jak dawniej i złożył policzek na jej czole mokrym z przerażenia. Zawsze lubiła jego oddech w swoich włosach. Maria, matka Jezusa, którą na Scenie Moliere w seansie Zenona Fajfera "Pieta" gra Beata Schimscheiner, jest właśnie taka: bierze stronę jednego doczesnego ciała, zdychającego na krzyżu - nie bierze strony świata, czekającego na trupa, który wybawi. Finałowe szczęście wszystkich przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pokoleń to stanowczo za mało, by pokornie zgodzić się na śmiertelny skowyt jej syna. Bluźni? Maria, ta Maria, bohaterka opowieś