Antoni Słonimski byłby usatysfakcjonowany: nowa telewizyjna adaptacja "Dwóch teatrów" mogłaby uchodzić za koronny dowód na tzw. szaniawszczyznę, czyli papierowe, a wzniosłe ględzenie. Potężne skróty (m. in. wykasowanie jednoaktówki "Powódź") pozbawiły dramat sensu. To, co miało być konfrontacją dwu modeli teatru, stało się pokazem nieporadności sztuki teatralnej i jej twórców, którzy nie potrafią znaleźć się w nowych okolicznościach. Wyparowała bez śladu cała poezja (brak scen wystawianych w Teatrze Snów), znikała opozycja między weryzmem a symbolizmem, słowem pozostał szeleszczący papier, z którego ocalało kilkoro aktorów: obronił się Gustaw Holoubek jako dyrektor "Małego Zwierciadła", Joanna Szczepkowska jako gwiazda tej sceny i Krzysztof Kowalewski w roli portiera Matkowskiego - rzecz ciekawa, ta rola w dotychczasowych realizacjach "Dwóch teatrów" przechodziła niezauważenie, w jego wykonaniu nabrała barwy, stała się dramatyczn
Tytuł oryginalny
Szaniawski pokiereszowany
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 51