Tekst "Świętej wiosny" wg "Dziennika" Wacława Niżyńskiego powstał specjalnie dla Krzysztofa Kolbergera. I to aktor jest najważniejszy na kameralnej scenie Opery Narodowej. Elementy baletu wydają się tylko uzupełnieniem, nawet nie zawsze koniecznym.
Kim naprawdę był Wacław Niżyński? Wiecznym chłopcem z poczuciem odrzucenia przez ojca, uzależnionym od matki, nawet kiedy przez parę lat jej nie widział? Genialnym tancerzem i przynajmniej uzdolnionym choreografem (choć zrealizował niewiele układów)? Intelektualnie niewyrobionym "bogiem tańca", którym go okrzyknięto, czy nadpobudliwym i rozkapryszonym gwiazdorem, cierpiącym na chorobę psychiczną jeszcze wtedy, kiedy jej symptomy były nieznaczne i można je było przypisać po prostu usposobieniu? Każdym z nich po trosze, a "Dziennik" artysty pisany w okresie jednego ze szczytów choroby nie pomaga w rozsądnym wyważeniu proporcji. Którego Niżyńskiego mieliśmy zobaczyć? Obłąkanego, który opowie nam o tym, co dzieje się w nim, czy kolejne etapy jego życia? Cel, jaki stawiali sobie twórcy przedstawienia, nie jest jasny. Widzimy bowiem Mężczyznę (Krzysztof Kolberger) pogrążonego we własnym świecie, ewidentnie obłąkanego, który jednak momentami pr