"Szałaputki" w reż. Marii Weigelt w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Jacek Uglik w miesięczniku Puls.
Na spektakl dla dzieci wybrałem się z synem - Kubą. Sam bym przecież się poszedł, ale, co trzeba na wstępie zaznaczyć, "Szałaputki" okazały się niczego sobie. Poważnie podchodząc do rzeczy, jak na fachowego recenzenta przystało, poszedłem przyjrzeć się dwóm nowym, młodym, atrakcyjnym, obiecującym i na pewno zdolnym aktorkom Lubuskiego Teatru, które w "Szałaputkach" debiutowały, a że miałem miejsce z widokiem, to i przyglądanie się udało. I syn miał miejsce widokowe, i jemu "Szałaputki" się spodobały - podejrzewam tylko, że "inaczej". Zatem oddaję jemu głos (ma 5 lat, więc to ja pełnię rolę zapisywacza): "że Szałaputki były fajne, lis mi się mniej więcej nie podobał, bo nie lubię jak lisy łapią kurczaki. Podobała mi się gitara i jak pan grał na gitarze. I jeszcze podobało mi się, jak Szałaputki machały skrzydełkami. A w związku z tym, że bałwan to niesympatyczne słowo, to nazwę bałwanem lisa". I tyle Kuba. Krótko zwięźle i