Syrena nigdy nie była Kabaretem Starszych Panów ani Piwnicą pod Baranami, jej styl był raczej przaśny, plebejski, pod gust niewyrafinowany, co nie znaczy, że nie pracowano tu rzetelnie, ale na innych nutach niż te, które po latach próbuje się Syrenie wcisnąć w brzuch - pisze Semła na stronie AICT - sekcji polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych.
Panie redaktorze, taki gust miałam, że nie pisałam - powiada Rachela w "Weselu". Szkoda, że tego heroicznego wyznania grafomanów nie biorą sobie do serca opisywacze teatru. Dzisiaj, kto żyw, udaje recenzenta, i spieszy ze swymi zbawiennymi opiniami na łamy. Oto kilka wypadków z tej łączki. Po premierze "Czarownic z Salem" Arthura Millera w reżyserii Izabelli Cywińskiej (Teatr Powszechny w Warszawie) połączone chóry recenzentów warszawskich pod dyrekcją (mniejsza, pod jaką) wykonały suitę "Po sezonie". Zgodnie zakwilono, że Cywińska z tym antypisowskim pasztetem spóźniła się o pół długości, przygotowując atak w sprawie już dawno załatwionej. Ryczałtem pogrzebano reżyserkę, scenografa, aktorów (wyjąwszy Sapryka). Oto po jubileuszowym spektaklu w Syrenie", "Powróćmy jak za dawnych lat" ułożonym do piosenek Jerzego Jurandota, ojca założyciela teatru, młódź płci obojga jęła się prześcigać w utyskiwaniu na poziom rozrywki naszej, czego