- Nie lubię grać w teatrze. Wiąże się to z innym stylem pracy, koniecznością stawania na scenie co najmniej przez pół roku, co wieczór... - rozmowa z BOGUSŁAWEM LINDĄ przed premierą "Bezdechu" w Teatrze TV.
Jolanta Gajda-Zadworna: Czy stan bezdechu rozjaśnia, czy zaćmiewa umysł? Ułatwia szerszy ogląd i wyczuwanie kontekstu czy może go utrudnia? Bogusław Linda: Nie mam pojęcia. Zupełnie się na tym nie znam. Czym w takim razie jest tytułowy "Bezdech" [na zdjęciu] w głośnym już autorskim spektaklu Andrzeja Barta? - Gram w nim reżysera, który po latach wraca do kraju. Bezdech jest tu bardziej symboliczny niż realny, bo fizycznie bym tych sześciu dni bez dopływu tlenu raczej nie wytrzymał. Jak z perspektywy czasu i oddalenia, jakie ma za sobą, bohater postrzega zmiany, które zaszły w kraju? - Staje się niejako zwierciadłem ludzi, których spotyka. Jest dla nich projekcją ich własnych wyobrażeń o sobie, snów i marzeń, ich miłości, śmierci i nienawiści. "Bezdech" został wyróżniony na tegorocznym festiwalu "Dwa Teatry" aż sześcioma nagrodami, w tym aktorską dla pana. Kogo jeszcze zobaczymy w spektaklu? - Jerzego Stuhra, Katarzynę Figurę, Małgorz