"Lulu na moście" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w Życiu Warszawy.
Są przedstawienia, które potrafią zirytować i takie, które zachwycają. "Lulu na moście" pozostawia widza doskonale obojętnym. Sceniczna realizacja filmowego scenariusza Paula Austera potwierdza i uwypukla wszystkie wady pierwowzoru. Problem podstawowy polega przede wszystkim na tym, że po świetnych filmach "Dym" i "Brooklyn Boogie", które skupiały się na niepozornych szczegółach z życia codziennego, prowadząc delikatnie widza do wysnuwania osobistych znaczeń, Auster zapragnął chyba popełnić najgłębsze dzieło swojego życia. "Lulu na moście" została więc tak naszpikowana symboliką, postmodernistycznymi zabawami formalnymi, że w pewnym momencie zaczyna odbiorcę śmieszyć i irytować. Na scenie tych symboli i zabaw znajdziemy jeszcze więcej. Tajemniczy, świecący się kamień, który połączy Izzy'ego (Marcin Dorociński) i Celię (Patrycja Soliman) już nie tylko świeci, towarzyszy mu jeszcze bicie serca. Cała historia to rodzaj marzenia czy snu p