W przedstawieniu "Marlene" mego wuja najbardziej wzruszył fakt, że Krystynie Jandzie umknęło wszystko, ale nie bandaże. Gdy Janda nagle zdjęła szlafrok, w oczy głównie rzuciły się nam doszczętnie i szczelnie zabandażowane jej dolne kończyny. Widok ten niezbicie dowiódł, że w późnym okresie swego życia Dietrich od pasa w dół była jak egipska mumia, zaś od pasa w górę - jak Janda. Ciekawy ten centauryzm - jak się zaraz okazało - jednak nie przeszkadzał Dietrich chodzić. Oto bowiem Janda naraz ruszyła, podeszła do zydla, usiadła, garderobiana odpięła właściwą agrafkę, odbandażowała, następnie zabandażowała i zapięła agrafkę, po czym Janda znowu się przeszła. Gdy wyszliśmy z teatru, w oczach wuja zobaczyłem łzy. Zatrzymał się, podwinął nogawkę i rzekł do mnie cicho, ale z wyraźnym wzruszeniem człowieka, który wreszcie pojął wielki wpływ teatru na widza. - Widzisz ten bandaż na nodze człowieka w późnym okresie życia? Cz
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski - Kraków nr 91