„Susan Sontag” Agnieszki Jakimiak i Mateusza Atmana w reż. autorów w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie na 45 odsłonie WST. Pisze Tomasz Miłkowski w AICT Polska.
Podobno nie lubiła zdjęć. Nie ufała im. A jednak pozostawała w bliskich związkach z fotografującymi ją artystami i artystkami. Pozowała dość często i właśnie fotografie stały się osią tej opowieści scenicznej, która niczym foto-story, odtwarzając ujęte na zdjęciach sytuacje, wgłębia się krok po kroku w życie jednej z najbardziej cenionych intelektualistek drugiej połowy XX wieku. Przy czym nie chodzi tym razem o jej twórczość, a nawet nie o jej intensywne zaangażowanie polityczne, o którym mowa jest raczej na marginesie, ale o życie intymne, utajone i skrywane. Susan Sontag (w tej roli przekonująca Milena Gauer) dopiero u kresu życia wyszła z szafy, ujawniając, że żyła zarówno z mężczyznami, jak i kobietami, choć właśnie związki z kobietami tak wiele lat starannie ukrywała. Mieli to jej za złe przyjaciele ze środowiska LGBTQ+, oczekujący, że to ona właśnie, sławna i poważana, ośmieli innych do coming outu. Ale nie ośmieliła.
O tym jest ten spektakl, odtwarzający etapy życia nieugiętej pisarki o niezależnych paoglądach. Pisarki uczestniczącej w nieheteronormatywnych grach, zabawach w nowojorskich klubach gejowskich, ale niedemonstrującej swoich preferencji. Odtwarzając sceny z fotografii, spektakl prowadzi poprzez jej wczesny normatywny ślub, a potem rozwód, podróże do wielu krajów, często w towarzystwie równie sławnych kobiet i śladami głośnych tekstów o fotografii, o AIDS, o wojnie, epizody z życia wciąż głodnej pisania i stawania do walki o wolność.
Kolekcjonerka zdjęć, zafascynowana osobowością Sontag, wchodzi w jej świat niczym reżyserka, tak instruując aktorki i aktora, aby na scenie pod jej kierunkiem ożywały sytuacje z życia bohaterki, często z bezwzględną szczerością. Widownia to akceptuje, porwana energią opowieści i jej zaskakującą formą. Szczerość i otwartość przekazu czasem przybiera formę zawrotnego perfomansu – jak nawiązujący do szokującej wystawy fotografii, balansujący na granicy SM pokaz chorograficzny w brawurowej kreacji Any Szopy (odpowiedzialnej w tym przedstawieniu za choreografię).
Na koniec okaże się jednak, że w spektaklu nie chodziło o biografię intymną Sontag. A w każdym razie nie tylko o to. Dochodzi bowiem do drugiego coming outu, którego przed publicznością dokonuje – ze szczerością i ujmującą prostotą – występujący w tym spektaklu w kilku rolach Maciej Cymorek.
W finale czeka nas jeszcze queerowy karnawał, kiedy aktorki i aktor odziane z futrzane kostiumy misiów igrają niedwuznacznie na scenie (jak na jednym ze zdjęć Susan Sontag) przy wtórze rozbawionej już wtedy publiczności. Ta odważna i wciągająca opowieść zmierzała więc do akceptacji prawa każdego do życia w zgodzie ze sobą. Nawet jeśli podszyta była jakąś dawką społecznego dydaktyzmu, to z zachowaniem poczucia humoru i przyjaznymi intencjami.