Osiemnastu aktorów w przestrzeni "Factory 2" to fenomenalna orkiestra. Trudno mówić tu o pierwszych skrzypcach, protagonistach - wszyscy, bez wyjątku, mają bardzo intensywny udział w przedstawieniu, doprowadzając do perfekcji swoje zróżnicowane temperamenty i możliwości sceniczne. Największą zaletą spektaklu nie jest genialny portret amerykańskiej cyganerii z czasów Warhola, ale czerpanie na żywo, nieraz w prowokacyjny sposób, z potencjału kilkunastu zdeterminowanych, rozszalałych scenicznie wykonawców, którzy grają siebie (aktorów Starego Teatru, aktorów Krystiana Lupy) oraz idoli nowojorskiej bohemy, grają do widza - i do siedzącego w ostatnim rzędzie reżysera, równocześnie do kamery i do partnera, ironicznie i śmiertelnie serio, precyzyjnie, z rzadko spotykaną wirtuozerią i brawurą, ale też niespokojnie, neurotycznie, impulsywnie. Grają i przekraczają granicę bezpieczeństwa, jaką daje tekst i gotowa konstrukcja postaci, balansując na skraju
Tytuł oryginalny
Sunt lacrimae historionis
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia-Gazeta Teatralna nr 84