"Młody Stalin" w reż. Ondreja Spišáka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie i "Sąd Ostateczny" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Paweł Soszyński w Dwutygodniku Stronie Kultury.
"Sąd Ostateczny" [na zdjęciu] i "Młody Stalin" pozwalają przypuszczać, że teatr środka to taki teatr, który zamiast dbać o publiczność, boi się jej i ze strachu się od niej izoluje. Po premierze "Młodego Stalina" Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Ondreja Spišaka i "Sądzie Ostatecznym" Ödöna von Horvátha w reżyserii Agnieszki Glińskiej możemy uznać, że dwa stołeczne teatry pod nową dyrekcją - Dramatyczny i Studio - dokonały autoprezentacji swojego profilu. W obu przypadkach mamy do czynienia z diagnozą wielkich totalitaryzmów XX wieku: u Glińskiej przyglądamy się narodzinom faszyzmu (z ducha bawarskiej białej kiełbasy), u Słobodzianka zobaczymy przemianę rewolucyjnego podpalacza w krwawego Generalissimusa - postrach Europy. Oba projekty są wyjątkowo ambitne, odwołują się do wielkich historycznych tematów - wskrzeszenie Hitlera i Stalina w teatralnym vis--vis, na placu Defilad, w centrum Warszawy to nie lada gratka dla krytyków teatralnych