Bartosz Porczyk jest jednym z tych potrójnie utalentowanych artystów z Europy Wschodniej, o których tak wiele słyszycie. Potrafi grać! Potrafi śpiewać! Potrafi żartobliwie zanalizować współczesną kondycję globalizacji i żarłoczność kapitalizmu, jednocześnie wzruszająco malując potargane pragnienia ludzkich serc! - pisze Peter Crawley w Irish Theatre Magazine po pokazie spektaklu "Smycz" w wykonaniu Bartosza Porczyka z Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Jego monodram "Smycz" - którego tytuł trzeba przetłumaczyć "The Leash" - dotyczy ograniczeń narzucanych jednostce w sferze jej indywidualnej identyfikacji, chociaż spektakl wyreżyserowany przez Natalię Korczakowską jest całkowicie nieskrępowany, utkany z nitek tekstów oryginalnych i literackich cytatów (od Becketta do Sarah Kane, od Arystotelesa do Bernarda-Marie Koltsa) i uruchamiany wywrotowym rytmem kabaretu. Zaczynając jako skurczona, widmowa postać, zainteresowana "otwieraniem umysłów", Porczyk na naszych oczach przybiera i zdziera z siebie kolejnego krnąbrnego bohatera. Jego następujące przebiegłe zmiany i zdyscyplinowana cielesność wyczarowują społeczeństwo samotników: niekochanych ekscentryków, faszystowskich księży i jedną zdumiewająco przekonującą prostytutkę - Margaret - która staje się poobijaną duszą spektaklu. Intencja przedstawienia jest jak najbardziej poważna - odnosi się do politycznego sporu, duszącego religijnego konse