Magdalena Tomaszewska [zwycięstwo]
Jechałem do Płocka na dwunastą w południe, z góry czując, że coś może być nie tak; kalendarz nie pozwalał wybrać się wieczorem. No i siedziała na kameralnej scenie Dramatycznego nastoletnia gówniarzeria, nawet w miarę grzeczna, ale skrajnie znudzona, o co trudno mieć pretensję. A ona miała poczciwy, staroświecki monodram/recital piosenkowy o Mirze Zimińskiej, płocczance z urodzenia. Z kokieterią, z zaczepianiem "panów" na widowni, z przedwojennym humorem, z salonową nostalgią pasującą do tej publiczności jak absynt do drugiego śniadania na dużej przerwie. Patrzyłem, jak wybrnie. Szła jak po sznurku przez scenariusz, nic nie odpuszczając, ale i nie pogrubiając przekazu, skupiona, konsekwentna, jakby cały czas badając, czym zadziałać, co tu się da uzyskać i co z przekazu należy uchronić. Wyszedłem z szacunkiem dla jej profesjonalizmu, choć i z drugą myślą, gdzie by tu kupić małą bombkę i podłożyć pod dział marketingu Teatru im. Szan