Paulina Walendziak [nadzieje]
Dali jej w tym roku nagrodę na Festiwalu Debiutantów "Pierwszy kontakt" w Toruniu? Ależ ja mam ją zanotowaną w roku... 2014, na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. I nie ma wątpliwości, że to ona: dziewczęca sylwetka, pisałem sobie, burza rudych włosów, tradycyjne piosenki, nieśmiało szkolne interpretacje. Potem wyrywała się też z łódzkiej szkoły, by grać w "Kamieniu" na scenie warszawskiego Współczesnego. Ma w sobie coś, co od razu przyciąga uwagę i zapewnia jej zainteresowanie reżyserów, później widowni: niepokojącą dziecinno-dorosłość, jakieś - celowo użyte - niedopasowanie głosu do sylwetki, jednych gestów do drugich. Z czym musi uważać, bo, zwłaszcza gdy scenariusz jest przedobrzony, żonglowanie niedopasowaniami staje się tylko efektem zewnętrznym: na granicy takiego niebezpieczeństwa stoi w "Otchłani" efekciarskim pod granicę kiczu tekstem Yennifer Haley w reżyserii Mariusza Grzegorzka. Choć oczywiście widzowie za tę właśnie rol