Michał Rolnicki [na fali]
Łączy ambitne zadania w macierzystym Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego z graniem fars w warszawskim Capitolu, gdzie go lubią i gdzie mu przychodzi z łatwością wykorzystywać swój rozpęd, temperament, pogodę i poczucie humoru do wzbudzania salw śmiechu. Czy to źle? Przeciwnie, twierdzę od zawsze, że gra w inteligentnie, nie po chamsku zrobionej krotochwili (i towarzyszący jej ładunek serdecznej widzowskiej akceptacji) ma walor odświeżający, pozwala aktorowi znaleźć w sobie większą moc do poważniejszych przedsięwzięć. Wystarczy spojrzeć, jak przekłada komediowy rozpęd na spersonifikowaną "złą nogę" w brawurowej adaptacji komiksu Tomasza "Spell" Grządzieli "Staś i Zła Noga" (reż. Bartłomiej Błaszczyński). Wybuchowy humor wprzęga się w opowieść o ciężko chorym chłopcu i o jego zmaganiach z upiorną codziennością; w najskuteczniejszy możliwie sposób służy budzeniu młodospołecznej empatii dla ludzkiej niesprawności i bólu. Mało?