Dariusz Jeż [na fali]
Kto pamięta dzikiego domowego potwora z dawnego świetnego spektaklu Sceny Prapremier InVitro "Ostatni taki ojciec", ten roześmieje się z niedowierzaniem, patrząc, jak rozbawia dzieciaki i chyba pysznie bawi się też samym sobą w inscenizacji slapstickowej bajki Marty Guśniowskiej "Brak sensu, aniołek, żyrafa i stołek" w lubelskiej Czytelni Dramatu. Niezwykłą ma drogę aktorską, od zawodowej inicjacji w teatrze więziennym, gdzie po raz pierwszy zrealizował marzenia o scenie, poprzez ciężkie obsady "po warunkach" - aż po dzisiejszą dyspozycyjność całkiem gatunkowo szeroką. Zagrać pociesznego aniołka, co spadając z nieba, tłucze sobie tyłek - czemu nie? Z przyprawioną brodą i w lisiej czapie wejść w skórę cadyka w opowieści o "Hindełe, siostrze sztukmistrza" Patrycji Dołowy i Pawła Passiniego w Teatrze im. Osterwy - proszę bardzo. Zawodowość pełną gębą, choć bezetatowa.