Andrzej Kłak [na fali]
Zagrać główną rolę u Krystiana Lupy, dużo to czy mało? Oczywiście dużo, ale Ten "Proces" wyrzucony z Wrocławia po spacyfikowaniu Polskiego, wyprodukowany składkowo przez bodaj cztery teatry i parę festiwali, jest popękany, pospieszny, jakby nieustannie skarżący się na brak czasu. I role, zwłaszcza te prowadzone przez całą opowieść, a nie tylko krótkie epizody, pozostają jakby w zaszkicowaniu, niedopowiedziane. W dodatku inscenizator rozdzielił Józefa K. (i Franza K. jednocześnie) między dwóch aktorów. Marcin Pempuś dopowiada myśli, jemu zostaje właściwie tylko sylwetka podsądnego: zagubionego, osowiałego, przybitego - plus parę świetnych scen w pierwszym akcie. W przedstawieniu mieści się dobrze, dla aktora to pewnie trochę mało. Na pociechę ma w macierzystym Powszechnym zgrabną rolę w adaptacji Orwellowskiego "1984", nieoczekiwanie czytanego przez Barbarę Wysocką po wierzchu fabuły, bez politycznego ostrza.