Katarzyna Wojasińska [zwycięstwo]
Dobrze, że jej Yennefer jest tak niehollywoodzka. Że jest w tej czarownicy głównie mrok, a poza tym duma, i pasja, i nawet agresja. Że nic w jej związku z wiedźminem Geraltem nie jest stereotypowe. Tak obsadzając i tak prowadząc aktorkę (jej partnera, Krzysztofa Kowalskiego też), Wojciech Kościelniak osiągnął, twierdzę, najważniejsze w tym świetnym spektaklu: zrobił "Wiedźmina" - tak jak Andrzej Sapkowski go napisał - dla dorosłych. Nie dla dzieciaków łaknących tylko komputerowych strzelanek z łuku. Yennefer ma zaciśnięte usta, przez które nie może przecisnąć się uśmiech. Jest w ciągłej gonitwie, w działaniu, jakby się bała przystanąć. Takiej musicalowej amantki jeszcze nie widziałem; to rewolucja w konwencji. A aktorkę pamiętam jeszcze w roli z zupełnie innego kosmosu: z szopą kłaków na łbie zagrała downowatego Maciusia z "Klanu" w przystosowanej do polskich realiów, prześmiewczej i prowokacyjnej "Avenue Q", którą także w gdyński