Adam Kupaj [nadzieje]
Napisałem na początku, że "Komedę" Jarosława Murawskiego i Leny Frankiewicz, wspólne dzieło łódzkiego Nowego i warszawskiej Imki, można by zredukować do monodramu Zofii Komedowej. Przesadziłem, zniknąłby też Chopin. Druga barwnie pomyślana postać spektaklu, wielki Fryderyk, co przybywa do Komedy po lekcję jazzu, podgrywa na fortepianie (nieźle) i sunie mimochodem monolog o nadętości polskiej kultury, prawdziwie w stylu brillante. Młody aktor ma w sobie wigor, prowokacyjny nerw i dużo poczucia humoru, o które wcale nie tak łatwo wśród jego rówieśników. Co mu się też przydaje w budowie charakterystycznej sylwetki jednego z okazów siglańskiego panopticum w "Wielu demonach" Pilcha. Niech mu się szczęści.