Karina Grabowska [na fali]
Nie byłem fanem jej ról, może dlatego, że Harey z "Solaris" wykluła mi się wyraziście w głowie po lekturze Lema i była daleka od jej wizji a Nina Zarieczna z "Mewy" gdzieś się pogubiła w rozbuchanej inscenizacji Gabriela Gietzky'ego. Ale w "Kamieniach" łatwo daję się przekonać. Jej bohaterka, porte parole narratorki z prozy Grażyny Jagielskiej, żona reportera wojennego balansująca na krawędzi obłędu, jest na scenie kłębkiem woli walki - o siebie i o niego, o własną psychikę i o ten budowany dom, który go nic nie obchodzi. Jej szaleństwo krąży, gubi cel, w końcu kaleczy ją samą. Jest w niej coś z rannego ptaka, tłukącego się bezradnie do końca. Robert Talarczyk, szef Teatru Śląskiego w Katowicach, inwestuje w pomysły młodych aktorów - i będzie miał z tego niezły procent.