Teatr dwudziestowieczny klasyfikujemy najchętniej na podstawie użytych przez niego środków technicznych. Odrębności i podobieństw szukamy w dziedzinie chwytów scenicznych, zaś pewną ich sumę nazywamy stylem. Takie - potoczne - rozumienie "stylu" musi oczywiście budzić nieufność, choć to właśnie jest najbardziej zastanawiające. Możemy bowiem przyjąć, że jest w tym uproszczonym systemie klasyfikacyjnym nie tylko pomyłka terminologiczna, ale próba doraźnego operowania skrótem, umownym sygnałem wywoławczym. W końcu nikogo nie dziwi, że w teatrze Vilara uwagę zwróciły przede wszystkim czarne kotary, które zastąpiły "pełne" dekoracje. Że wspominając Meyerholda myśli się o konstruktywistycznych "przyrządach do gry scenicznej, o kombinezonach roboczych zamiast kostiumu teatralnego i o odidealizowaniu rosyjskiego dramatu narodowego. Że Brecht - to białe światło, umowne tło sceniczne, prawdziwe rekwizyty noszące widoczne ślady zużycia, songi i V
Tytuł oryginalny
Styl czy coś więcej?
Źródło:
Materiał nadesłany
Współczesność nr 10