Niedorzeczność to taki kij, co ma dwa końce - mawiał Gombrowicz. Jeden koniec ciągnie chichoczący błazen, drugi - smutny Pierrot. Każdy w swoją stronę. O tym opowiada także spektakl "Zwyczajne szaleństwa" na podstawie sztuki Petra Zelenki, którą dla teatru Wybrzeże wyreżyserował Krzysztof Rekowski
Jana zostawiła Piotra. Piotr stara się odzyskać Janę. Od jej kuzyna, Muchy, dostał niezawodny przepis na odzyskanie narzeczonej: obciąć jej cichaczem włosy, wygotować w mleku, następnie ususzyć, spalić z liśćmi jabłoni, popiół zaś rozrzucić wokół miejsca, gdzie się pierwszy raz spotkali. Mucha wie, co mówi. To weteran nieudanych związków. Ostatecznie postanawia związać się z seksownym manekinem o imieniu Ewa, ale... ta ożywa i też go zostawia. Zrozpaczony Mucha kocha się więc z odkurzaczem i wykorzystuje umywalkę. Matka Piotra jest uzależniona. Nałogowo oddaje krew. We śnie prześladuje ją czeczeński żołnierz, który mógł, teoretycznie, umrzeć, bo jej krew niewiele była warta. Ojciec Piotra boi się swojego głosu. W wolnych chwilach nosi damskie fatałaszki, aby lepiej wczuć się w osobowość żony. Wszystko swoje chłopy Zwariowana opowieść Zelenki i Rekowskiego nie dotyczy jedynie odosobnionego przypadku "szurniętej rodzinki". Ze