"Szewcy" w reż. Jacka Bunscha w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Stuk młotków o kowadło, potężniejący w rytm muzyki. Niewielka scena w gdyńskim Teatrze Miejskim poszerzona o metalowe podesty - to już nie warsztat szewski, lecz hala fabryczna. Zaczyna się obiecująco i... równie szybko kończy. Reżyser Jacek Bunsch niestety nie znalazł pomysłu na wystawienie "Szewców" Stanisława Witkiewicza. Jak pokazać ten arcydramat, jest zmorą wszystkich reżyserów. Próbowano skrajnych udziwnień, równie skrajnego naturalizmu i czort wie jeszcze czego sturba jego suka szać zaprzała. Z Witkacym nie uda się też żadne podszywanie się pod współczesność, fałszywe uniwersalizacje, aktualizacje. Być może powinno się go grać historycznie, w konwencji sprzed lat siedemdziesięciu kilku. Byłoby śmiesznie, a może nawet metafizycznie? Wystawić go tak, jakby chciał sam autor. Nie myślę jednak o wiernym odkalkowaniu dramatu na scenie, jak uczynił to Jacek Bunsch. W gdyńskim spektaklu tekst sypie się ze sceny jak perełki,