- Co to dzisiaj taka gala? - zapytał mnie taksówkarz, gdy dojeżdżaliśmy pod Teatr Muzyczny w Gdyni. - {#os#1098}Stuhr{/#} wystawia "Cabaret" - odpowiedziałem. - Stuhr w kabarecie? Zazdroszczę panu zabawy. Niestety zabawne było tylko to qui pro quo z taksówkarzem. Jechałem do Gdyni obejrzeć musical, który znalem ze świetnego filmu z Lizą Minelli i Joelem Greyem. Obejrzałem nudny melodramat z komiksowymi dialogami ("Kochanie, musimy uciekać do Ameryki!" - "Jak to, przecież sam mówiłeś, że tam szaleje bezrobocie") i ze śpiewającymi aktorami, którzy, gdy przestają śpiewać, nie radzą sobie z grą. Co z tego, że piosenki tłumaczył {#os#3693}Młynarski{/#}, skoro źle ustawione mikrofony przeniosły tylko część tekstu. Ogromna scena i kilkudziesięcioosobowy zespół nie zostały wykorzystane przez reżysera. Prowadzone ciężką ręką przedstawienie nuży, układom zbiorowym brak finezji, do której przyzwyczaiło mnie {#re#24130
Tytuł oryginalny
Stuhr w kabarecie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 220