"Woyzeck" w reż. Grażyny Kani na Scenie na Świebodzkim Teatru Polskiego we Wrocławiu. Pisze Marta Uszyńska w Didaskaliach.
Georg Büchner pracował nad swoim ostatnim dramatem dwa lata. Pracę tę przerwała mu choroba, która wkrótce zakończyła się zgonem. Fakt, że dramat nie został przez autora dokończony, w zaskakujący sposób przestał stanowić problem. Dla Grażyny Kani właśnie jego niedomknięcie, fragmentaryczność stały się największymi zaletami. Opowiedziana na Scenie na Świebodzkim Teatru Polskiego we Wrocławiu historia jest, jak mówi reżyserka, "epizodem z większej całości" i zarazem więcej niż całością, dotyczącą jednego tylko ludzkiego istnienia. "Woyzeck" przetłumaczony na nowo, posklejany z różnych wariantów, zawartych w czterech rękopisach, jest nie tyle fabularną opowieścią, co swego rodzaju studium. Studium ludzkiej natury - społecznej? psychicznej? duchowej? - chyba wszystkiego po trochę. Bohaterowie zostali wybrani z większej liczby postaci, występujących w rękopisach. Tekst w nowym przekładzie włożony w ich usta jest suchy, postrzępiony, w