Strindberg z Witkacym w jednym stoją spektaklu - na kameralnej scenie Teatru Polskiego. I ma to zapewne jakieś uzasadnienie. Muszę wyznać, że przekonał mnie Janusz Degler, który za Grzegorzem Sinko wywodzi w teatralnym programie: "Nietrudno dostrzec, że bohaterowie Witkacego są właściwie tymi samymi ludźmi, których pokazuje Strindberg - tyle tylko, że u Witkacego działają oni już w zupełnie innych warunkach. (...) To, co u Strindberga było jeszcze tragedią, u Witkacego jest już groteską". O ile więc rozumiem "Nowe wyzwolenie" spełniać miało rolę ironicznego komentarza do "Pelikana". Teoretycznie przekonał mnie więc p. Degler; nie przekonał mnie natomiast praktycznie reżyser widowiska Bogdan Augustyniak. To prawda: debiuty, prace warsztatowe absolwentów PWST niezmiernie rzadko stają się wydarzeniami artystycznymi; dość przekonywające są tu choćby doświadczenia wrocławskich lat ostatnich. I nie o to przecież chodzi, nie na
Tytuł oryginalny
Strindberg z Witkacym
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 80