STRINDBERG nie jest zbyt częstym gościem na deskach naszych teatrów. W Warszawie np. w ostatnich kilku latach widziałam jeden tylko jego utwór - inscenizację "Eryka XIV". Tak więc pisarz, którego twórczość była największą prowokacją intelektualną dla teatru z przełomu wieków - jest dla dzisiejszego młodego pokolenia widzów znanym raczej ze słyszenia i podręczników - szacownym klasykiem. I oto - nagle, warszawski Teatr Kameralny wystąpił z polską prapremiera "Sonaty widm", sztuki napisanej przed 58 laty, w ostatnim okresie twórczości pisarza. Jestem przekonana, że spektakl będzie dla wielu, zwłaszcza młodych widzów, prawdziwym szokiem. A więc, taki może być Strindberg - pomyślą. I bez trudu znajdą w nim to, czym karmi nas zachodnia awangarda teatralna spod znaku Ionesco, Becketta, Williamsa, Edwarda Albee: wieloznaczność psychologiczną bohaterów, psychoanalizę - jako jeden z kluczy do ich pełnego kompleksu i urazów św
Tytuł oryginalny
Strindberg fascynujący
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 144