Jeżeli przeczytacie na afiszu Teatru Polskiego: "Strażak Tot" - rzecz dzieje się w podgórskiej miejscowości na Węgrzech, w czasie drugiej wojny światowej - bądźcie spokojni. Nie usłyszycie huku dział i bomb, nie zobaczycie płonących domów. Po podniesieniu kurtyny piękna malowanka wiejska, w czystych, intensywnych barwach, kapitalnie zestawionych, nastrój sielankowej pocztówki. Potem liryczne zeznania pocztyliona-dziwaka, który chce poprawiać ludziom los, dostarczając tylko wieści dobre, niszcząc listy złe. Do tego właśnie zacisza, do rodziny strażaka Tota przyjeżdża na urlop z frontu wschodniego dowódca ich syna, major walczący po stronie niemieckiej. Ma dużo wymagań. Nie lubi hałasów, zapachów, ziewania, bezczynności, patrzenia ponad głową i mnóstwa innych rzeczy. No, cóż, nerwy! Nadszarpnięte wojną, strachem przed partyzantami. Miejmy nadzieję - razem z państwem Tot - że w ciszy podgórskiej odzyska spokój i równowagę. Przyjazd jego
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodnik Powszechny" nr 7