"Kurz" w reż. Anny Trojanowskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski na stronie internetowej Sekcji polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych.
"Kurz" Magdy Fertacz nieuchronnie przywodzi na myśl "Szczęśliwe wydarzenie" Sławomira Mrożka. Te same motywy, te same problemy, ale przedstawione innym językiem i - co tu kryć - nieporadnie. O relacjach ona, on i ono, czyli dziecko, powstała cała biblioteka. Jeśli więc pisać coś nowego, trzeba odwagi nie byle jakiej i przekonania, że ma się do powiedzenia coś nowego. Z tym jednak kłopot. Mniejsza o to, że na początku On w zachwyceniu powiada o Niej: "Ja pierdolę/ Ona ma aureolę", aby wyrazić głębię swych uczuć, czy Ona nieco później ponawia propozycje uprawiania seksu oralnego. Gorzej, kiedy na koniec Ona snuje refleksje quasi filozoficzne, postrzegając tytułowy kurz, który poczuje każdy z nas nieuchronnie, taka jest kolej rzeczy. Na szczęście wieczór na Scenie Studyjnej nie jest całkiem stracony, a to dzięki Andrzejowi Konopce, który w roli Ono potrafi stworzyć prawdziwie komediowo-groteskowy majstersztyk. Resztę lepiej zapomnieć.