Żadne przedstawienie nie wywołało w ostatnich latach w Operze Narodowej w Warszawie takiego wzburzenia jak inscenizacja "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki dokonana przez Andrzeja Żuławskiego. Skandal, obrzydlistwo - słychać było po premierze w kuluarach. Spora grupa publiczności oklaskiwała jednak artystów na stojąco.
Punktem wyjścia dla reżysera stały się kłopoty z rosyjską cenzurą, która sprawiła, że w 1865 r., po trzech przedstawieniach, spektakl zdjęto z afisza. Zawieszona opera nie została wznowiona za życia kompozytora. Osadzając operę w realiach, w których żył S. Moniuszko, A. Żuławski zaproponował publiczności teatr w teatrze, czyli spektakl dla cenzury. Stosowny napis w języku rosyjskim pojawia się na wstępie najpierw na ekranie, by powoli przenieść się na sceniczne deski. Z boku sceny ustawiono stolik dla czterech carskich urzędników, którzy stają się ważnymi osobami dramatu. Występujący artyści muszą zagrać tak, by spektaklu nie zdjęto, a jednocześnie udało się przemycić w nim jak najwięcej elementów patriotycznych i ośmieszających zaborcę. Publiczność staje się aktywnym świadkiem tych zmagań. W odpowiedzi na każdą żywszą jej reakcję, cenzorzy z zapamiętaniem coś kreślą i dyskutują między sobą. To poziom pierwszy spektak