„Komedia. Wujaszek Wania” Antona Czechowa w reż. Jędrzeja Piaskowskiego z Teatru Zagłębia w Sosnowcu na 42. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Magda Mielke w Teatrze dla Wszystkich.
„Wujaszek Wania” to samograj. Dramaty Czechowa nie przemijają i brzmią dziś niezwykle aktualnie. Najczęściej odczytuje się je bardzo serio, eksponując zawarty w nich realizm i sentymentalizm. W inscenizacji sosnowieckiego Teatru Zagłębia, wyreżyserowanej przez Jędrzeja Piaskowskiego, nie tyle uwydatniono komediowość zawartą w samym tekście, co dzięki licznym gagom i wtrętom próbowano ją nadać. Próbowano, ale tragiczności zawartej w tekście nie sposób zniwelować.
W ramach trwających właśnie Warszawskich Spotkań Teatralnych stołeczna publiczność „Wujaszka Wanię” – jeden z najpopularniejszych dramatów Czechowa – mogła obejrzeć w dwóch realizacjach. Najpierw ze swoim skromnym i cichym dramatem przyjechał Teatr Ludowy z Krakowa, a dzień później znacznie bardziej komediową realizację pokazał Teatr Zagłębia z Sosnowca.
Poprzedzający tytuł sztuki przedrostek „komedia” stanowi wyraźną zapowiedź, z jakim odczytaniem tekstu Czechowa będziemy mieć do czynienia. Realizatorzy sosnowieckiej wersji postanowili nie tyle przełamać tendencję w realizowaniu tego dramatu, co wyjść naprzeciw sugestiom samego autora, który uparcie powtarzał, że pisze komedie. Podobno twierdził, że życie i ludzie są śmieszni w swojej tragiczności, a oczyszczająca moc śmiechu jest jedyną skuteczną bronią w walce ze złem i głupotą.
Dla duetu reżysersko-dramaturgicznego – Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima – „Wujaszek Wania” stanowi powrót do Czechowa. Wcześniej zrealizowali w lubelskim Teatrze im. Osterwy „Trzy siostry”, które również były próbą zerwania z rozpowszechnionym, sentymentalnym tonem wystawiania sztuk rosyjskiego dramatopisarza.
Komediowość sosnowieckiego spektaklu opiera się na zbudowaniu groteskowo wykrzywionego świata i nadaniu bohaterom karykaturalnych rysów. Zwiastunem tego jest kura ludzkich rozmiarów, która przechadza się po proscenium na samym początku spektaklu. Błyskotliwych i zabawnych gier z komediową konwencją jest tu całe mnóstwo. Pojawiają się one zarówno w warstwie słownej, jak i scenograficznej – od bardzo realistycznie wypadających powiedzonek z języka codziennego, współczesnego, po liczne ujawnienia sytuacji teatralnej (architektura domu ukazana za pomocą samych drzwi, demaskowanie rekwizytów czy artykułowanie kolejnych aktów). Dlaczego twórcy zdecydowali się na takie rozwiązanie? Odpowiedź wydaje się tkwić w słowach piosenki „Świat nie wierzy łzom” Janusza Laskowskiego, którą zgrabnie wpleciono w jedną ze scen.
Choć publiczność śmieje się z tych żartów, nie sposób nie dostrzec, że pod płaszczykiem komedii skrywa się to, co u Czechowa najistotniejsze – poczucie smutku i zmarnowanego życia. Przeciwieństwa w tej inscenizacji nieustannie się przeplatają, wywołując poczucie dziwności. Choć lekkie żarty zdają się nie pasować do ciężkiego i poważne nastroju, w efekcie nadają całości bardzo czechowskiej atmosfery.
Od śmiania się razem z postaciami jest krótka droga do śmiania się z nich. Na szczęście, tak się nie dzieje. Empatia i czułość, z jaką reżyser traktuje swoich bohaterów są najmocniejszą stroną tego spektaklu. Dzięki temu możemy wzruszać się poruszającą rolą Aleksandra Blitka – skazanego na porażkę idealisty i marzyciela doktora Astrowa czy szlachetną postawą Sonii (znakomita Joanna Połeć). Każdy członek rodziny, z tytułowym bohaterem na czele, wpisuje się w katalog zdziwaczałych nieszczęśników. W życiu jak na scenie – miotają się nieporadnie od lewej do prawej. Pełni pragnień i marzeń o lepszym świecie, nie są w stanie zdobyć się na nawet najmniejszą zmianę w swoim życiu. Tak jak bohaterom nie udaje się wyzwolić z własnej niemocy i świata, w którym przyszło im żyć, podobnie twórcom, pomimo starań, próba uwolnienia się z konwencji nie przychodzi łatwo. Choć inscenizacji nie sposób odmówić lotnych pomysłów i konsekwentnych wyborów, nadpisana komediowość „Wujaszka” po prostu drażni.